Synod o synodalności
przez Maria Legieć
Papież Franciszek: „Droga synodalności jest tą, której Bóg oczekuje od Kościoła trzeciego tysiąclecia”
Ten niedawno zakończony „Synod o synodalności” jest tylko z nazwy „Biskupi”. Tak naprawdę - zgodnie z pojęciem współczesnej eklezjologii jest Synodem Ludu Bożego, bo Papież powołał na to zgromadzenie także osoby niebędące biskupami, w tym świeckich. (ogłosił to już 1 2018 w „Episcopalis communio”).
Synod jest zagrożeniem dla Kościoła katolickiego, gdyż:
- dokumenty przedstawiają fałszywe rozumienie Kościoła jako „rozszerzonego Ludu Bożego”, włączając w to niekatolików.
- (dokumenty) proponują nowe podejście do osób LGTB, rozwodników i poligamistów
- Kościół synodalny został zdefiniowany jako w sposób konieczny obejmujący „wszystkich ochrzczonych”
- ci „wszyscy ochrzczeni” - mają mieć moc decydowania o doktrynie i moralności
- prymat biskupa Rzymu ma zostać „synodalnie przemyślany” tak, by ów biskup po prostu akceptował wszystkie decyzje doktrynalne i moralne tego rozszerzonego „Ludu Bożego”
- Synod Biskupów staje się synodem dla "wszystkich" - może to być słusznie postrzegane jako „niestandardowa poprawność polityczna" i „bardzo niebezpieczny precedens dla hierarchicznej struktury Kościoła",
- w efekcie powstanie Kościół Synodalny, przełamujący granice między katolicyzmem a schizmą i herezją.
Franciszek zrobił wszystko, żeby postawić wysoko poprzeczkę tego niedawno zakończonego Zgromadzenia, przynajmniej optycznie. Wiadomo, ma to być „Kościół trzeciego tysiąclecia”, trzeba iść za modą, być nowoczesnym, Papież zna się na reklamie. Obrady zgromadzonych uczestników odbywały się więc nie w Auli Synodu, ale na otwartej przestrzeni w obszernej Auli Pawła VI, w grupach, przy okrągłych stołach. (my mamy niezbyt dobre skojarzenia ze skutkiem obrad przy „okrągłym stole”...). Przy stołach byli moderatorzy, którzy każdego dnia ustalali tematy, zadając pytania; czas na zabranie głosu był ograniczony (trzy minuty) i wszystko było nagrywane, nawet na video. Powtarzało się słowo: „musimy słuchać się nawzajem", ciągle „musimy, musimy, musimy”, nikt nie chciał odgrywać roli „wichrzyciela", wszyscy się podporządkowali. Niemiecki Kardynał Gerhard Müller, bardzo krytycznie wypowiadający się o tym Zgromadzeniu w Rzymie powiedział: „Był tam (na Synodzie) ojciec James Martin, który był tam tylko po to, by robić propagandę. Nigdy nie mówił o łasce i odkupieniu dla tych ludzi (chodzi o homoseksualistów), tylko o tym, że „Kościół musi zaakceptować, Kościół musi, musi, musi". To nie Kościół musi się zmienić, to my musimy się nawrócić" – skomentował katolicki Kardynał.
Podczas obrad synodalnych „przy okrągłych stołach” mówiono wiele i ogólnikowo o kwestii LGBT i o diakonisach, ale „bardzo niewiele o zasadniczych tematach wiary, o prawdziwych wyzwaniach na dzień dzisiejszy – to jest o Wcieleniu, Zbawieniu, Odkupieniu, usprawiedliwieniu, grzechu, łasce, naturze ludzkiej, ostatecznym celu człowieka, trynitarnym i eucharystycznym wymiarze Kościoła, powołaniach, edukacji" (to wypowiedź Kardynała Müllera).
Wielu biskupów było rozczarowanych posiedzeniem plenarnym, narzekali na niski poziom interwencji; bo wtedy nie można było zajmować się kwestiami teologicznymi. Biskupom, krytykującym obrady Synodu wydaje się trudne do zrozumienia, że zgromadzenie biskupów jest teraz otwarte dla osób niebędących biskupami, w tym osób świeckich obojga płci. Uważają, że rozwój ten jest niebezpieczny, gdyż po pierwsze otwiera drzwi, które wkrótce mogą być otwarte na wszystko co nowe, „modne”, po drugie, miesza władzę biskupią ze statusem osób świeckich, a nawet duchownych, którzy nie mają tej władzy, tym samym ją „rozcieńczając i relatywizując”. Wreszcie, po trzecie, jest to dalsze i fatalne ustępstwo wobec „nowego” ducha Drogi Synodalnej, która staje się coraz bardziej powszechna.
Dokument opublikowany na zakończenie Synodu (z kół watykańskich słychać, że to nie jest „dokument” lecz raport podsumowujący, synteza) charakteryzuje się intencją ostrożnego przygotowania katolickich mas do poddania się ideologicznemu kierownictwu promotorów komunistycznej rewolucji (i tendencjom UE), tym razem pod pretekstem „otwarcia na słuchanie” i wystrzegania się „wykluczania kogokolwiek”, a zwłaszcza ideologii LGTB+, najwyraźniej uznanych za „sól ziemi czarnej” (dopasowanie Kościoła do ideologii lansowanej przez Unię Europejską !)
Opierając się na literze oficjalnych dokumentów – ten proces synodalny Kościoła katolickiego oparty jest na potężnej manipulacji pojęciowej. Z dokumentu na dokument zaostrza się radykalnie ekumeniczny charakter synodalności, który – jak wskazują same teksty – ma ostatecznie rozsadzić dotychczasowy kształt katolicyzmu.