Marko Martin w Bellevue 7.11.2024

przez James Wilson

Przemówienie pisarza Marko Martina wygłoszone 7 listopada w Pałacu Bellevue podczas uroczystości z okazji 35-lecia pokojowej rewolucji.

Szanowny Panie Prezydencie Federalny, Panie i Panowie, ale przede wszystkim szanowni polscy goście, w tym bohaterowie rewolucji Solidarności - jest tu jeden z inicjatorów strajku w Stoczni Gdańskiej i wieloletni przewodniczący Senatu. Bez ich odwagi nie byłoby w ogóle 1989 roku. I wobec faktu, że nie został pan zaproszony do panelu dyskusyjnego, który dzisiaj się odbędzie, który wydaje się być czysto niemiecki, chciałbym z tego miejsca tym bardziej podziękować - dziękuję bardzo.

35 lat pokojowej rewolucji i jedno ze skojarzeń pamięci, to trafne sformułowanie Wolfa Biermanna, po jego powrocie po ekspatriacji na koncercie w Lipsku w grudniu 1989 r.: „Było nas tylko kilku. I wielu pozostało.” Aczkolwiek tak wielu wtedy było na ulicach, z ogromną odwagą, to było ich niewielu w stosunku do całej populacji. Miliony obywateli NRD nie były wtedy na ulicach, ale czekały za zasłonami swoich salonów - że tak powiem, co nie jest oceną wartościującą, a jedynie sprawdzeniem faktów, które wyjaśniają niektóre nadal wpływowe mentalności. Jeśli wschodnioniemieckie społeczeństwo obywatelskie istnieje dzisiaj i jest to ważniejsze niż kiedykolwiek, to przede wszystkim dzięki odważnym demonstrantom i działaczom na rzecz praw obywatelskich z jesieni 1989 r., ich dzieciom, a teraz często nawet wnukom w dużych i średnich miastach Niemiec Wschodnich. Należy również wspomnieć i napisać o ciągłej samotności i izolacji tych emancypacyjnych osiemdziesięciolatków i ich spadkobierców w niezliczonych mniejszych miastach, czasem także wśród przyjaciół i rodziny.

Być może niektórzy zadadzą sobie teraz pytanie, czy taki ton jest odpowiedni w 35 rocznicę pokojowej i udanej rewolucji? Taki ton jest właściwy! Pytanie przeciwne: Czy właściwe byłoby milczenie na temat faktu, że dwie nieliberalne partie odniosły miażdżące zwycięstwa w ostatnich wyborach krajowych we wschodnich Niemczech, z których jedna jest skrajnie prawicowa, a obie otwarcie proputinowskie i szerzące najbardziej haniebną kremlowską propagandę? I co, przynajmniej w przypadku autorytarnej „sekty Wagenknecht”, nie wydaje się zbytnio przeszkadzać dwóm głównym partiom demokratycznym w ich negocjacjach? Czy należy odmówić zastanowienia się nad korzeniami tego wszystkiego, nawet jeśli rok 89 nie był oczywiście wyzwalającą cezurą w każdym przypadku, jak twierdzono przez tak długi czas w łaźniach zdrowotnych? I nie, takie sondowanie nie jest autoreferencyjną krytyką dyskursu, ale prowadzi prosto do teraźniejszości. Dlaczego, według reprezentatywnych sondaży, a także nastrojów na ulicach, w biurach i firmach, a wieczorami przy kuchennym stole, żywotne poparcie dla morderczo zaatakowanej Ukrainy jest znacznie mniej popularne na wschodzie niż na zachodzie kraju? To tam zawsze słychać, poza abstrakcyjną i często tylko udawaną troską o pokój: „Putin, Putin, zawsze tylko Putin, a co z nami?”. Z tej absurdalnie zawężonej perspektywy, nawet napaść na Ukrainę wydaje się być pretekstem dla Zachodu, by nie przejmować się obawami wschodnich Niemców. Podobnie jak debata na temat zmian klimatycznych, kryzys uchodźczy z 2015 r., stary i nowy antysemityzm czy wojny w byłej Jugosławii na początku lat 90 były postrzegane przez wielu jako nic więcej niż narzucone, przede wszystkim dla nich samych i jako narcystyczna obraza, którą następnie próbowali w bólu wyartykułować. „A co z nami? Kto troszczy się o nas?”

Pisarz Uwe Johnson, który uciekł z NRD w 1959 roku, opisał tę mentalność w styczniu 2017 roku. Cytat: „Tak dzieci mówią o swoich rodzicach, tak dorośli mówią o kimś, kto kiedyś był dla nich ojcem”. Koniec cytatu. Uczciwe uznanie odżywiających defektów oraz ich delegacji w górę dałyby szansę na stanie się prawdziwie wolnym, dla odkrycia naszych własnych możliwości działania. I tak, również dla aktywnej solidarności, którą praktykuje już niewielu Niemców Wschodnich w każdym wieku, nieprzypadkowo często w odniesieniu do '89 r.

To dziś w Ukrainie decyduje się to, czy ów '89 r. naprawdę był początkiem tego, co szumnie nazywa się „zrównoważoną” historią wolności, czy też był to jedynie rodzaj przerwy na oddech w historii świata. A jednak wydaje się, że zbyt wielu ludziom zarówno w Niemczech Wschodnich, jak i Zachodnich zabrakło wnikliwości i woli, by uznać ten fakt i odpowiednio działać. Ale czy było inaczej wcześniej w latach 80 i w odniesieniu do Polski, gdzie prawie cała ludność z ogromną odwagą stanęła przeciwko dyktaturze? O ile wschodnioniemieccy działacze na rzecz praw obywatelskich również zostali zainspirowani do okazania solidarności to wśród dużej części ludności NRD było słychać zupełnie co innego. W tamtym czasie półgłosem mówiono o tym, dlaczego „Polacken” po prostu nie idą do pracy, zamiast strajkować i nieustannie domagać się wolności i nas denerwować. W państwowych mediach to wzburzenie było tylko nieco bardziej zakamuflowane. Od dawna myślę o tym bardzo wczesnym doświadczeniu odmówionej solidarności. Czy nie powtarza się ono dziś w lodowatych żądaniach, którymi obraża się napadniętą Ukrainę, by w końcu zaprzestała oporu i oddała się rosyjskim okupantom bez walki, mimo że dyktatura w Niemczech Wschodnich ostatecznie upadła w 1989 roku, a ramy są teraz zupełnie inne?

Ale skąd ta nagła inflacja koncepcji pokoju, mimo że zdecydowana większość młodych ludzi i mężczyzn, którzy dorastali w NRD, nie odmawiała służby wojskowej tak samo, jak wcześniej nie odmawiali udziału w lekcjach nauk wojskowych w szkole, szkoleniach przedwojskowych podczas praktyk zawodowych, a później ćwiczeń tak zwanych zakładowych grup bojowych? Czy reżimowa propaganda, że pokój jest gwarantowany tylko wtedy, gdy służy interesom władzy Kremla, nadal ma tu wpływ? Podczas gdy sojusz obronny NATO był oczerniany jako imperialistyczny podżegacz wojenny? Ale każdy, kto błędnie rozumie to jako typowe dla Wschodu, a tym samym eksternalizuje to, popełniłby błąd. Była to bowiem i jest, by tak rzec, podwójna niemiecka historia, a bzdury opowiadane na Zachodzie zawsze odzwierciedlały Wschód. Na przykład w 1982 roku Egon Bahr opisał Solidarność jako zagrożenie dla światowego pokoju w czasopiśmie „Vorwärts” („Naprzód” – organ prasowy SPD od 1876 r.). Szalona infamia, którą poeta Peter Rühmkorf do dziś powszechnie honoruje jako wywrotową subtelność. W ten sposób poparł ostrą dykcję pokolenia „nazistowskich koni”. Cytat: „W każdym razie nikt na świecie nie może zrobić więcej dla narodu polskiego niż praca i dyscyplina. Ale kto ma odwagę je narzucić?”. Koniec cytatu.

Ale co to ma wspólnego z 35 rocznicą pokojowej rewolucji w NRD? Z pewnością więcej niż byśmy chcieli, ponieważ ta wypaczona koncepcja pokoju, która jest całkowicie pozbawiona kwestii trwałości, stabilności i sprawiedliwości, krąży obecnie tam i z powrotem między Wschodem a Zachodem niczym tkackie czółenko. I z ręką na sercu: czy naprawdę w zbiorowej pamięci uznaje się, że pierwszy kamień muru berlińskiego został kiedyś wyrwany w Stoczni Gdańskiej im. Lenina? Czy uznaje się, że wychwalana polityka odprężenia opierała się na zwiększaniu wydatków na obronność w PKB Niemiec Zachodnich? I, oczywiście, na parasolu ochronnym NATO i na amerykańskiej polityce, która stanowczo pokazała Związkowi Radzieckiemu granice jego ekspansjonistycznej potęgi? Myślę, że to wiele mówi o lokalnym zapominaniu historii, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Celowe wypieranie tego wszystkiego i zamiast tego dalsze oddawanie się nostalgicznym wspomnieniom o dobrym carze Gorbim, pod rządami którego Kreml nie rozjeżdżał czołgami i nie strzelał do cywilów. To znaczy, w Krwawą Niedzielę w Wilnie 13 stycznia 1991 r. tak się stało. W czasie, gdy zjednoczenie już dawno przebiegło gładko, a teraz wszyscy Niemcy mogli oddawać się swojemu ulubionemu hobby, które polegało głównie na zajmowaniu się sobą i narzekaniu na cokolwiek.

„Za naszą i waszą wolność” to polskie zawołanie od XIX wieku, które zrozumieli działacze na rzecz praw obywatelskich w NRD i oczywiście mieszkańcy Europy Wschodniej w 1989 roku, a także później: demonstranci z europejskimi flagami w rękach ponownie w 2004 i 2013 roku podczas demokratycznych rewolucji w Kijowie. Tymczasem wydaje się, że pogarda, która niegdyś przebrana za geopolitykę i politykę realną przemawiała ze słów Egona Bahra, nadal wywiera silny wpływ. Nawet Gerhardowi Schröderowi, nadal nieskruszonemu, grandilokwentnemu przyjacielowi masowego mordercy na Kremlu, gwarantuje nowy sekretarz generalny partii kanclerza, że wciąż jest dla niego miejsce w niemieckiej socjaldemokracji. Nawiasem mówiąc, z takim samym przerażeniem wschodni Europejczycy i doświadczeni socjaldemokraci musieli usłyszeć z ust ówczesnego ministra spraw zagranicznych w 2016 roku: „Manewry NATO na wschodniej flance w celu ochrony tamtejszych demokracji to pobrzękiwanie szabelką i podżeganie do wojny”.

Pobrzękiwanie szabelką i podżeganie do wojny? Szanowny Panie Prezydencie, z całym szacunkiem i bez uprzejmej polemiki, projekt Nord Stream 2, którego SPD i CDU tak długo i żałośnie trzymały się przez długi czas wbrew wszelkiej uzasadnionej krytyce, był tylko na tyle „mostem” - Pańskie słowa z wiosny 2022 roku - o ile jeszcze bardziej zachęcił Putina do agresji, w jego kalkulacji, że Niemcy, skądinąd mistrzowie świata w moralizowaniu, nie pozwolą odejść lukratywnemu biznesowi, czy z Ukrainą czy nie. I znowu, jasnowidzące ostrzeżenia z Europy Wschodniej zostały zignorowane z dużą arogancją. Tak więc teraz to zagrożona Europa Wschodnia będzie musiała ponieść konsekwencje w najbliższej przyszłości, być może nawet bez amerykańskiej pomocy. Za naszą i waszą wolność. To udręczona ludność cywilna w Ukrainie, a także żołnierze ukraińskiej armii, którzy swoim oporem starają się chronić również naszą wolność, która istnieje w całych Niemczech od 1989 roku, nawet teraz w tej chwili i przy niewyobrażalnych ofiarach. I nie, ci wojskowi i wschodni Europejczycy, naukowcy i politycy w Niemczech, często tak przestępczo izolowani we własnych partiach, którzy dzień po dniu zastanawiają się, w jaki sposób ten najechany kraj może być wspierany bardziej odpowiednio niż wcześniej, ci zaangażowani mężczyźni i kobiety nie zasługują na potępienie jako eksperci od kalibru broni albo hałaśliwi wichrzyciele, którzy lubią sobie postrzelać.

Nazwijmy rzeczy po imieniu. To wszystko jest czymś więcej niż tylko słownymi przejęzyczeniami, które są następnie sumiennie wycofywane, ponieważ widoczne stają się tutaj fatalne wzorce myślowe na najwyższych stanowiskach, że tak powiem, i wygłaszane są twierdzenia, które następnie natychmiast rozprzestrzeniają się w sferze publicznej i wprowadzają tam dodatkowe zamieszanie. Jasność myśli jest szczególnie cenna w czasach wzmożonego kryzysu. Jeśli pozwolicie Państwo, zakończę tę refleksję 35 lat po upadku muru berlińskiego. Często mówi się o tym czy innym deficycie na Wschodzie, to co z debatą na temat każdego rozpoznanego równoczesnie deficytu działania i uczciwości na Zachodzie? To również należy przyznać i przezwyciężyć, nie jako czysto retoryczne ćwiczenie pokutne, ale jako konieczne pożegnanie z ogólnoniemieckimi kłamstwami i zapominaniem. Kosztują one bowiem życie innych ludzi w bardzo konkretny i straszny sposób. Pisarz Jürgen Fuchs, o którym wspomniałem w jednym artykule, a który również mógł powrócić na Wschód po raz pierwszy po uwięzieniu przez Stasi i ekspatriacji, również przemawiał na lipskim koncercie Wolfa Biermanna, zacytował słowa rosyjskiego dysydenta, które są dziś tak samo aktualne jak zawsze: „Prawda jest łagodna, radykalna, ale także zdolna do przebaczenia. Jednak sprawiedliwość i przebaczenie nie są możliwe przed i poza prawdą”. Panie i Panowie, chociaż niektórzy z was mogli mieć nadzieję na inne lub oczekiwali nieco innego przemówienia, dziękuję za wysłuchanie mnie.

Wróć

Wydarzenia

> Grudzień 2024 >
Nie Pon Wto Śro Czw Pią Sob
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31